Jak polubić siebie, czyli o tym, że nie musisz być „normalny”

22 czerwca 2017

Każde społeczeństwo wydaje się wskazywać pewien kanon tego, co uchodzi za „normalne” i tego, czego nie powinno się za „normalne” uznawać. Być może warto się jednak zastanowić, czy możliwe jest wskazanie jakiejkolwiek, obiektywnej granicy „normalności”? Czy to, co wydaje się „normalne” jednemu człowiekowi, powinno być również dobre i „normalne” dla innych? Czy nasza kultura i społeczeństwo ma rację, sugerując czasami, że „normalność” to podążanie za większością?  Jak polubić siebie bez podążania za tłumem? Kolejny artykuł stara się być odpowiedzią na te właśnie pytania.
.

Dlaczego chcemy być „normalni”?

Co takiego się z nami dzieje w momencie, kiedy chcemy być „normalni”? Wydaje się, że dążenie do „normalności” jest dążeniem do narzuconego nam wyobrażenia o tym, kim powinniśmy być. Wyobrażenia o tym, jak powinniśmy reagować w konkretnych sytuacjach, co dokładnie powinniśmy czuć, a do czego nigdy nie powinniśmy się przyznawać, nawet przed sobą samym. Kto lub co nam takie wyobrażenie narzuca? Być może kultura i społeczeństwo, w których żyjemy, a być może nasi rodzice i bliscy. Być może też, po wielu latach bezrefleksyjnego dopasowywania się do „normalności”, sami to sobie narzucamy?

Być może robimy to dlatego, aby nie doznać odrzucenia ze strony innych, aby być przez nich akceptowanym. Być może boimy się, że bycie „nienormalnym” oznacza smutną samotność i cierpienie. Jeżeli tak właśnie by było, przerażający paradoks polega na tym, że żyjemy w świecie „normalnych” ludzi, którzy tęsknią za swoją skrytą „nienormalnością”. Nie pozwalają sobie na nią, gdyż boją się samotności, ale nie zauważają jednak, że inni rezygnują z niej z tego samego powodu.

Być może usilne dążenie do bycia zaakceptowanym przez innych, oznacza oddalanie się od zaakceptowania samego siebie? Może dążenie do bycia „normalnym” oznacza tak naprawdę więcej samotności, niż porzucenie takiego dążenia? Może właśnie wszystko to, co wykracza poza „normalność”, jest nam prawdziwie bliskie?
.

Jak polubić siebie i swoją „nienormalność”?

Jak zatem zaakceptować siebie? Jak polubić siebie? Być może, aby mogło to się udać, trzeba przestać narzucać na siebie jakikolwiek wzorzec swojego „ja”. Może zamiast tego trzeba być całym bogactwem swoich przeżyć? Może dopiero wtedy, gdy człowiek będzie dopuszczał do siebie wszystko to, co się w nim pojawia, bez oceniania tego jako dobre lub złe, zyska możliwość pełniejszej miłości do siebie samego?

Być może warto widzieć w sobie nie tylko sukcesy, zalety i umiejętności, ale też to, co czasami bywa mroczne i przerażające? Jakby to były, gdybyśmy zaakceptowali, że powierzchowne sprzeczności należą do natury człowieka? Że można kogoś głęboko kochać, a w niektórych chwilach nienawidzić? Że można nosić w sobie poczucie lęku i niepokoju, jednocześnie pozwalając sobie na szczęście? Że można czuć pożądanie do kogoś, kto nie jest naszym partnerem lub partnerką?

Jakby to było, gdyby nie trzeba było być kimś konkretnym, a zamiast tego stawać się całym swoim doświadczeniem? Stawać się wszystkimi swoimi uczuciami, emocjami i reakcjami, które mogą się zmieniać z chwili na chwilę?

Być może lubienie siebie to nieustanne tworzenie przestrzeni na odczuwanie wszystkiego, co się w nas pojawia? Na odczuwanie również tego, co nie pasuje do naszego wyobrażenia o własnej osobie. Może polubić siebie, a nawet pokochać, można dopiero wtedy, gdy zaakceptuje się swoją ciemną, skrywaną przed wszystkimi stronę? Wydaje się to zadaniem niezwykle trudnym, a być może nawet przerażającym, ale czy nie jest jednocześnie nadzwyczaj wartościowe? Dużo bardziej wartościowe od bycia „normalnym”?
.

„Normalność” to brak rozwoju?

Wydaje się, że przyjmowanie jakichkolwiek definicji „normalności” i „nienormalności” jest absolutnie pozbawione sensu z perspektywy zdrowia psychicznego. Dlaczego? Ponieważ samo w sobie eliminuje możliwość rozwoju człowieka. Zawsze, kiedy chcemy być „normalni”, automatycznie chcemy stać się „jacyś”. Narzucamy sobie normy „normalności” i tracimy połączenie z tym, co jest nasze. Tracimy energię na dopasowanie się do określonego wzorca, przez co brakuje nam siły na bycie w kontakcie z tym, kim naprawdę jesteśmy.

Świat jest chaotyczny, bywa niesprawiedliwy i zawiera w sobie mnóstwo sprzeczności. Dlaczego więc człowiek, żyjąc w tym świecie, miałby dążyć do jakiejkolwiek, narzucanej mu „normalnej” harmonii? Po co miałby fantazjować o stanie całkowitego pozbawienia negatywnych uczuć, skoro te uczucia były, są i zawsze w nim będą?. (Zobacz: Jak kult szczęśliwości bywa źródłem depresji). Zatem: jak polubić siebie? Może nieustannie uczyć się słuchać siebie samego, uczyć się odczuwać i akceptować swoją „nienormalność” w społeczeństwie, które wszystko chce sprowadzać do „normalności”? Może to, co wydaje się być „nienormalne”, jest tak naprawdę wyrazem unikalnej i niepowtarzalnej osobowości każdego człowieka?

Kiedy próbuję porzucić lub odciąć się do wszelkich wyobrażeń o tym, jaki powinienem być, zdarza mi się doznawać poczucia niezwykłej swobody. Wydaje mi się, że ta swoboda wynika z powiększania się wewnętrznej przestrzeni na to, co we mnie jest. Jakby we mnie i dookoła mnie pojawiało się więcej przyzwolenia na to, co naprawdę się we mnie dzieje, bez względu na to, czym to jest. Czuję wtedy, że oddalam się od wszystkich „muszę” i „powinienem”, dzięki czemu wyraźniej słyszę to, kim jestem w chwili, która właśnie trwa. Jakbym słyszał więcej wolności (Zobacz: Czym jest wolność?). Może z odczuwaniem życia jest tak, jak pisał Carl Rogers:

jak polubić siebie

Autor: Jakub Mikołajczak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *