Czy wiara czyni cuda? Czym właściwie jest cud? Z pewnością można różnie odpowiedzieć na te pytania. W kontekście tego artykułu chce zdefiniować cud jako nagłą, pozytywną zmianę, która została osiągnięta bez większego wysiłku w podjęcie konkretnego działania. W takich cudach często pomaga Bóg lub jakaś realna postać i prawie całkowicie przejmuje sprawczość danej sytuacji.
Z jakiego powodu tak wielu ludzi wierzy w to, że sama wiara czyni cuda? Wydaje się, że tego rodzaju „magiczne myślenie” może przynosić ulgę i w pewnym sensie ułatwiać rozumienie i pomieszczanie w sobie złożoności świata. Każde dziecko na pewnym etapie swojego rozwoju potrzebuje odwołać się do magicznego myślenia, żeby poradzić sobie z różnymi, skomplikowanymi zjawiskami. Dziecko nie ma jeszcze dość psychicznej i emocjonalnej siły żeby to udźwignąć, więc potrzebuje do tego magii. W takim przypadku magiczne myślenie jest całkowicie zdrowe i adekwatne.
Problem pojawia się wtedy, gdy ten etap nie mija i bywa przenoszony na rozumienie świata w dorosłym życiu. Wtedy taki człowiek nie tylko posiada ograniczone widzenie i rozumienie rzeczywistości, ale jest też bardzo podatny na różnego rodzaju manipulacje, szeroko stosowane w naszym świecie. Zatem czy wiara czyni cuda? Kto i jak nadużywa pojęcia cudu, żeby wykorzystać ludzką niedojrzałość? Jak się przed tym ochronić? O tym w kolejnym artykule.
UWAGA!
Słowem wstępu chcę jeszcze podkreślić, że w tym tekście absolutnie nie chodzi mi o proponowanie racjonalnej wizji świata, która byłaby całkowicie pozbawiona zjawisk o charakterze cudu, w którym pomaga jakaś Siła Wyższa. Chcę się tutaj zająć takim rozumieniem cudu, który wynika z niedojrzałości i z tego powodu utrudnia dostrzeżenie własnej sprawczości i odpowiedzialności. Chce spróbować wyjaśnić w jaki sposób taka niedojrzałość może być wykorzystywana przez innych i jak się w tym odnaleźć.
.
Rozwój osobisty i psychologia popularna
Choć może to zaskakiwać, to jedną z przestrzeni w której pojęcie cudu bywa mocno nadużywane, jest sfera rozwoju osobistego i tzw. psychologii popularnej. Można to dostrzec chociażby w kolorowych, psychologicznych czasopismach, gdzie znajdziemy takie artykuły jak np. „Uratuj małżeństwo w 10 krokach” czy „Osiągnij wewnętrzny spokój dzięki tej jednej technice!”. Podobne sformułowania możemy też znaleźć w opisach różnych, rozwojowych szkoleń czy wykładów. Chodzi o te wszystkie zwroty, które obiecują trwałe poczucie szczęścia i spokoju oraz szansę osiągnięcia idealnej, wewnętrznej harmonii.
Patrząc realistycznie na tego typu obietnice, można je jedynie nazwać pseudo-psychologią. Dlaczego? Ponieważ fundamentem każdej psychologicznej czy terapeutycznej pracy jest słowo „proces”. Słowo, które niesie w sobie głęboką akceptację faktu, że tego rodzaju praca wymaga czasu, cierpliwości i wytrwałości. Faktu, że jest to zawsze praca małych kroków.
Nawet jeśli jakaś nagła, pozytywna zmiana ma miejsce, to jest to prawie zawsze zasługa odbytej już wcześniej długiej i skomplikowanej drogi.
Jednak przekaz marketingowy, który bazuje na szybkiej i łatwej zmianie, może przynosić duże zyski. Wiele osób chce wierzyć w szybką i łatwą zmianę, więc tym bardziej jest gotowa nawet bardzo dużo zapłacić (np. słynnemu mówcy motywacyjnemu), aby utwierdzić się w swoim magicznym postrzeganiu rzeczywistości. W ten sposób człowiek, który w jakiejś części jest niedojrzały i potrzebuje pomocy psychoterapeutycznej, jest używany i wykorzystywany w celach zarobkowych.
Pewien znany, polski mówca motywacyjny, stworzył kiedyś hasło pod tytułem „zawsze i wszędzie mogę wszystko”. Kiedy pierwszy raz je przeczytałem to pomyślałem, że brzmi to jak zaproszenie do głębokiego kryzysu egzystencjalnego. Dlaczego? Ponieważ to hasło jest całkowicie odrealnione.
Nikt nie może wszędzie wszystkiego, a wmawianie sobie, że jest inaczej, to tworzenie wobec samego siebie nierealnych oczekiwań. Kiedy oczekiwania są natomiast nierealne, to w końcu muszą doprowadzić do załamania i rozpaczy.
To hasło jest jednak ekscytujące i pozbawione wątpliwości, a to dla wielu osób może być dużo bardziej komfortowe, niż konfrontacja ze złożonością i skomplikowaniem naszej ograniczonej egzystencji (Zobacz:Życie jest niesprawiedliwe. Co można z tym zrobić?).
Dlatego tak istotna jest uważność na to z jakimi osobami chcemy podjąć pracę nad sobą czy też jakimi książkami czy artykułami chcemy wspierać swój wewnętrzny rozwój. Warto obserwować czy nasze nadmierne wymagania wobec samych siebie nie wynikają właśnie z tego, że otoczyliśmy się przekazami, które nadużywają pojęcia cudu. Przekazami, które w inteligentny sposób tylko chwilowo nas wspierają, ale w perspektywie długoterminowej prowadzą do coraz większego odrealnienia.
.
Wiara czyni cuda czy manipuluje niedojrzałością?
Pojęcie cudu bywa również nadużywane przez osoby duchowne. Narracja bazująca na tym, że aby coś zmienić w swoim życiu to wystarczy się głęboko modlić i prosić Boga o pomoc, a wtedy wszystko samo się ułoży, jest niedojrzałym widzeniem rzeczywistości (Zobacz: Fanatyzm religijny z perspektywy neurobiologii). Instytucje religijne czy osoby duchowne, które odrzucają nauki psychologiczne i tym samym psychoterapie, tylko i wyłącznie szkodzą, gdyż problemy psychiczne i emocjonalne są powszechnym elementem naszej rzeczywistości. Tak samo jak są nim również problemy natury duchowej. Dojrzałość to zdolność i odwaga oddzielania jednego od drugiego.
I wcale nie oznacza to, że trzeba całkowicie odrzucić pojęcie cudu. Bardzo możliwe, że wiara czyni cuda, ale wtedy, gdy podejmie współpracę z osobistą odpowiedzialnością. Osoba, która cierpi na poważne zaburzenie osobowości nie zostanie uzdrowiona z dnia na dzień tylko dlatego, że zaczęła się regularnie modlić. Jednak efektem modlitwy czy medytacji może być uświadomienie sobie, że potrzebuje się profesjonalnej pomocy.
Wtedy Bóg czy inna Siła Wyższa może „zesłać” wizję odwiedzenia psychiatry czy psychoterapeuty i w ten sposób dokonać czegoś, co możemy również nazwać cudem. Wtedy to będzie cud realny, czyli pokazujący współdziałanie Boga i osoby modlącej się. Pokazujący współodpowiedzialność.
Natomiast nadużywanie pojęcia cudu bazuje na unikaniu odpowiedzialności. Na dziecięcym myśleniu, że coś może się samo zrobić lub samo zmienić. Ciągłe odwoływanie się do wyidealizowanego pojęcia cudu przez niektóre osoby duchowne wzmacnia niedojrzałość ludzi, zamiast czynić ich bardziej dojrzałymi. Im większa natomiast niedojrzałość, tym większa zależność od instytucji religijnych i tym większa gotowość, aby je wspierać. Jednak ta chęć wsparcia nie wynika wtedy z duchowej potrzeby, tylko z lęku przed dojrzałością.
Jeszcze większym nadużyciem jest wykorzystywanie religii do wmawiania innym ludziom, że przekazuje się jedyną, słuszną prawdę, której nikt nie ma prawa zaprzeczyć, gdyż została nadana przez Boga. Jest to wtedy przeniesienie osobistej odpowiedzialności na Siłę Wyższą, tylko po to, żeby uniknąć realnego zobaczenia, że przekracza się granice innych ludzi. Żeby uniknąć adekwatnego poczucia winy.
Dojrzałość religijna polega przede wszystkim na zdolności pomieszczenia w sobie paradoksu między teologią i psychologią.
(Zobacz: 5 paradoksów, które pogłębią Twoją duchowość) Oczywiście, że to trudne i skomplikowane i że dużo łatwiej jest obrać tylko jeden biegun. W dojrzałości nie chodzi jednak o to, że ma być łatwa i wygodna. Dojrzałość jest wymagająca, ale dzięki tym wymaganiom niesie też głębokie poczucie satysfakcji i spełnienia. Instytucje religijne czy osoby duchowne, które całkowicie wypierają biegun psychiki i emocjonalności człowieka, prawdopodobnie robią to z powodu własnego lęku i zagubienia.
.
Reklamy i media społecznościowe
Również reklamy nieustannie nadużywają pojęcia cudu. Poprzez uśmiechy, piękne stroje czy wspaniałe krajobrazy chcą nam pokazać, że idealne życie jest możliwe i dostępne na wyciągnięcie ręki. Telewizyjne reklamy są dosłownie przesiąkniętę odrealnieniem. W wielu z nich możemy dostrzec wyraźnie narcystyczne rysy postaci, które w nich występują. Często jest to jednak zakryte powierzchownym ukazaniem wyższych wartości, takich jak miłość czy wolność. W tym sensie oglądanie, szczególnie telewizyjnych reklam, może być antyterapeutyczne.
Podobnie działają media społecznościowe. Regularne korzystanie z Instagrama może prowadzić do rozwinięcia się poważnych objawów depresyjnych. Zwraca na to uwagę coraz więcej badań. Nadużywanie pojęcia cudu bywa tam widoczne na prawie każdym zdjęciu.
Odbiorca widzi tylko krótki, wycięty fragment rzeczywistości drugiego człowieka, który został podkolorowany tak bardzo, jak to tylko możliwe. Następnie porównuje ten sztucznie wytworzony obraz do swojego życia i w ten sposób „karmi” odrealnienie i wzmacnia swoje emocjonalne trudności.
W ten sposób kobieta, która codziennie ogląda podróżujące po całym świecie influencerki, doświadcza coraz częstszych objawów depresyjnych. Coraz bardziej postrzega swoje życie jako beznadziejne i bezwartościowe. Stopniowo traci zdolność dostrzegania tego, co realnie posiada w swoim życiu.
W ten sposób mężczyzna, który codziennie ogląda zdjęcia półnagich modelek, doświadcza coraz więcej frustracji w swoim związku lub po prostu nie potrafi żadnego związku zbudować. Dlaczego? Ponieważ po pierwsze, jego oczekiwania stają się coraz bardziej odrealnione. Po drugie natomiast, jego skoncentrowanie się na wyglądzie fizycznym odbiera możliwość nawiązania bliskości emocjonalnej.
Co więcej, często zdjęcia tych wszystkich znanych osób na Instagramie są opatrzone hasłami w stylu „wiara czyni cuda!”. W ten sposób dają właściwie przekaz, że „jeśli będziesz mnie regularnie obserwował i śledził, to bardzo możliwe, że w Twoim życiu też wydarzy się taki cud!”. Jeśli regularnie przyjmujemy taki przekaz, to mogą się wydarzyć właściwie dwie rzeczy: albo od razu zaczniemy doznawać rozpaczy i objawów depresyjnych, albo zaczniemy mieć wobec siebie nierealne oczekiwania, popadniemy w pracoholizm itp. i dopiero po jakimś czasie nadciągnie głęboki kryzys.
.
Podsumowanie
Nie jestem pewien czy sama wiara czyni cuda. Jestem jednak pewien, że współczesny świat atakuje nas tak ogromną ilością przemocowych informacji, że naprawdę potrzeba mnóstwo odwagi i uważności, aby się przed tym chronić.
Odwagi do tego, aby podążać indywidualną drogą, w zgodzie z osobistymi potrzebami i wartościami. Odwagi, aby nadużycia i manipulacje nazywać tym, czym faktycznie są, czyli przemocą psychiczną. Odwagi, żeby zarówno być sobą, jak i też być częścią większej całości.
Artykuł ten bardzo płytko i redukcjonistycznie podchodzi do religii, pomija całkowicie znaczenie łaski Bożej, jako koniecznego elementu jakiejkolwiek zmiany czy uzdrowienia. Wydaje się, że autor popada w skrajność, wierząc ślepo w „zbawczą” i uzdrawiającą moc psychoterapii. Pomija również możliwość uzdrawiającego w wymiarze duchowym i psychicznym działania Ducha Świętego, który w osobie otwartej na Niego może uzdrawiać nieuświadomione zranienia – przecież Pan Bóg zna naszą psychikę lepiej niż my sami i może na nią oddziaływać. Oczywiście, konieczna jest współpraca z Nim, podjęcie wysiłku poznania swoich problemów, zranień, pokora w przyjmowaniu wskazań. Z artykułu tego wynika nieznajomość psychoterapeutycznego znaczenia religii, tak podkreślanego przez Frankla, a także brak osobistego doświadczenia religijnego, co czyni go niekompetentnym. Niedopuszczalne są również sformułowania typu: „być może wiara coś daje itp.” Niedopuszczalne jest, zwłaszcza w psychoterapii, oddzielania psychiki od duchowości. Przecież celem logoterapii jest wprowadzenie duchowości do psychoterapii, a nie odwrotnie.
Panie Darku,
dziękuje za komentarz i podzielenie się swoimi refleksjami. Przyznam, że mam mieszane uczucia odnośnie tego, czym Pan się podzielił. W jakiejś części zgadzam się z Panem, że artykuł może sprawiać wrażenie popadającego w skrajność. Możliwe, że moja chęć ukazania nadużyć w kontekście operowania pojęciem „cudu”, przysłoniła terapeutyczne znaczenie religii i duchowości. Z drugiej jednak strony, akurat ten artykuł o tym właśnie miał być – o niedojrzałym, zaburzonym rozumieniu cudu i to nie tylko w kontekście religii.
Podkreśliłem na wstępie, że absolutnie nie chodzi mi o „proponowanie racjonalnej wizji świata, która byłaby całkowicie pozbawiona zjawisk o charakterze cudu, w którym pomaga jakaś Siła Wyższa”. Dlatego odnoszę wrażenie jakby przeczytał Pan tekst tylko fragmentarycznie. Mimo to dziękuje za te uwagi, odbieram je jako cenne, gdyż czuję że zmotywują mnie do większej uważności w trakcie pisania kolejnych artykułów.
Z drugiej jednak strony odczuwam też smutek i złość, gdyż napisał Pan, że z artykułu wynika mój „brak osobistego doświadczenia religijnego”. Uważam, że ocena doświadczeń duchowych drugiego człowieka na podstawie jego artykułu, jest niesprawiedliwym nadużyciem. Duchowość to sfera tak intymna i głęboko osobista, że nie mam w sobie zgody na tego typu oceny.
Zastanawiałem się czy mimo tego nadużycia opublikować Pana komentarz, ale ostatecznie uznałem, że mimo to nasza wymiana zdań może być dla czytelników cennym uzupełnieniem powyższego artykułu.
Łączę serdeczności,
Jakub Mikołajczak